fbpx

Porządki w szafie: ciuchy

Jest piątek, piąteczek, piątunio, a ja tu z takim tematem wyjeżdżam! Zapewne żadnej z Was nie nachodzi teraz ochota, by nawet pomyśleć o porządkach. Gdybyście jednak jakimś trafem zapragnęły któregoś dnia zrobić powakacyjną rewolucję w szafie, ten tekst będzie jak znalazł! O butach już pisałam (TUTAJ), teraz kolej na ciuchy. Choć wczorajsza temperatura (29 stopni! w połowie września!) zadawała kłam mojemu wieszczeniu nadchodzącej jesieni, moment na przetasowania odzieżowe wydaje się być właściwy, bo cieniutkie tkaniny, szorty, krótkie rękawki oraz  bluzki odkrywające plecy będą nam potrzebne coraz rzadziej. To co? Sprzątamy?

Właściwie po co?

Pomysł na posezonowy remanent w szafie naszedł mnie z konieczności. Póki co nie należę do grona szczęśliwych posiadaczek przylegającej do sypialni garderoby, czy choćby sięgającej sufitu szafy. Nie znoszę też nadmiaru ubrań, gdyż nie wiadomo wtedy, czym tak naprawdę się dysponuje. I te problemy z wciśnięciem kolejnego wieszaka! Koszmar! Dlatego po zakończeniu sezonu wiosenno-letniego, a potem jesienno-zimowego wyciągam całą zawartość szafy i wynoszę na strych, znosząc przy okazji to, co wytaszczyłam tam poprzednio. Tak, wiem, dodaję sobie w ten sposób pracy, ale korzyści, jakie tym samym osiągam, w moim odczuciu rekompensują trudy z nawiązką. Po pierwsze, wiem, co mam i mogę to z łatwością przeglądać. Po drugie, mam okazję przyjrzeć się każdej rzeczy z osobna i odłożyć na jedną kupkę ubrania znoszone, na drugą przeznaczone do komisu, na trzecią zaś te, które planuję jeszcze założyć i które będą czekać na strychu. Po trzecie wreszcie – i to z perspektywy zaczynającego się sezonu wydaje się być najcenniejsze – widzę, czego w mojej szafie brakuje i co powinnam dokupić. Tym razem po stronie zysków zapisać mogę też refleksję co do ilości posiadanych przeze mnie rzeczy. Jak widzicie na zdjęciach, szału nie ma. Tymczasem w szafie mojego męża… Uważam, że brakuje mu jedynie nowego paska do spodni i szelek. Serio!

Jak się za to zabrać?

Podobnie jak w przypadku butów, metod jest wiele. Osobiście po opróżnieniu danego fragmentu szafy ścieram kurz, potem segreguję rzeczy na opisane wyżej kupki, a zawartość każdej z nich pakuję do worków. Z rzeczy do wyrzucenia odkładam bawełniane koszulki, których używam potem do sprzątania, resztę wrzucam do kontenerów na odzież używaną. Wydaje mi się, że tak jest bezpieczniej dla środowiska, gdyż ubrania nie trafią na wysypisko, lecz zostaną przerobione na czyściwo do silników. Worek z ciuchami, które przeznaczam do sprzedania, opisuję i wynoszę na strych – w ten sposób będą gotowe, gdy przyjdzie na nie pora. To, co chcę nadal nosić, ląduje w worku, z którego można odessać powietrze za pomocą odkurzacza – w ten sposób w małej szafie może zmieścić się całkiem sporo ubrań. No dobrze – powiecie – a jeśli nie mam strychu? W takim przypadku sugeruję podzielenie przestrzeni w szafie czy garderobie na sezonową i posezonową. Chodzi przecież o to, by nie mieszać lata z zimą, orientować się, co gdzie się znajduje i w jakim jest stanie. To, czy czyściec dla ciuchów urządzimy w pawlaczu, piwnicy czy w wersalce, jest sprawą drugorzędną. Ważne, by go w ogóle urządzić.

Lista zakupów

Jak już pisałam, dzięki posezonowym porządkom w szafie dobrze wiem, czego potrzebuję, a czego nie. Zdecydowanie nie jestem zwolenniczką gromadzenia dużych ilości ubrań (zazwyczaj i tak chodzimy w tych samych). Nie wiem czy wiecie, ale na jeden sezon może nam wystarczyć tylko 20 sztuk odzieży wyjściowej!  Da się z nich skomponować aż 60 zestawów, pod warunkiem, że mamy prócz tego buty, torebki, biżuterię, szale i apaszki, coś do chodzenia po domu i uprawiania sportu, no i piżamy. Jakie elementy składają się na tę magiczną liczbę 20? Już wyjaśniam:

  1. To,co na górze (topy, bluzki, podkoszulki, koszule, swetry): 10 sztuk
  2. Odzież wierzchnia (marynarki, kardigany, ramoneski, dżinsówki, narzutki): 3 sztuki
  3. Okrycia sezonowe (ciepły płaszcz, płaszcz wiosenny, kurtka puchowa, kurtka przejściowa): po 1 sztuce (jesień-zima: w sumie 2, wiosna-lato:2)
  4. To, co na dole (spodnie, spódnice, sukienki): 5 sztuk

Ciuchów można, a czasami (praca biurowa) trzeba mieć więcej. Robiąc zakupy z moimi klientkami staram się jednak przekonywać je do kupna kilku sztuk odzieży, ale lepszej jakości, choć oczywiście nie do mnie należy ostateczna decyzja. Po przeglądzie szafy, kiedy często pozbywamy się zmechaconych, rozciągniętych lub spranych rzeczy, dużo łatwiej podjąć decyzję o przełączeniu biegu na jakość. Jest w tym i element myślenia ekonomicznego (słaba jakość wcale nie jest tania!) i ekologicznego (rzadziej pozbywamy się ubrań, bo lepiej się noszą). Wracając do listy zakupów: czego brakuje w mojej osobistej szafie? Na pewno marynarki lub bomberki, które zimą noszę wymiennie ze swetrami. Prócz tego jednej pary spodni, dwóch sweterków, zimowego płaszcza i dwóch sukienek – codziennej i eleganckiej. W sumie siedmiu sztuk odzieży. Uwierzcie mi, dużo łatwiej i szybciej robi się zakupy po takim rachunku sumienia.

Mam nadzieję, że spodobał się Wam artykuł. Czy rzucicie się teraz w wir porządków? Obiecuję, że nie będę sprawdzać. Miłego weekendu! 

 

Najnowsze

Kasia przed matamorfozą

Metamorfoza Kasi: poznaj bohaterkę

Poznaj Kasię, bohaterkę spektakularnej metamorfozy, którą przeprowadziłam wraz z grupą fantastycznych specjalistek od wizerunku. Metamorfoza Kasi: kim jest bohaterka? Kasia to kapitalna

Czytaj dalej

Ta strona korzysta z ciasteczek, aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie. Kliknij tutaj, aby dowiedzieć się więcej na temat plików cookies oraz poznać politykę prywatności.